Sukcesja to nie tylko przekazanie majątku, firmy czy władzy. To także – a może przede wszystkim – przekazanie odpowiedzialności, wartości, tożsamości i miejsca w historii rodziny lub organizacji. Choć na pierwszy rzut oka wydaje się to procesem strategicznym, zaplanowanym na chłodno, rzeczywistość szybko weryfikuje to założenie: emocje często grają tu pierwsze skrzypce. I to właśnie one – nie dokumenty, procedury czy akty notarialne – potrafią skutecznie zablokować cały proces.
Co tak naprawdę nas powstrzymuje przed rozmową o sukcesji?
Lęk przed utratą kontroli, obawa przed oceną, niechęć do rezygnacji z wpływu, poczucie bycia niezastąpionym – to tylko niektóre z emocji, z którymi mierzą się osoby planujące sukcesję. Z drugiej strony, sukcesorzy zmagają się z niepewnością, strachem przed niesprostaniem oczekiwaniom, potrzebą udowodnienia swojej wartości. To spotkanie dwóch światów – nie tylko na poziomie pokoleniowym, ale również emocjonalnym.
Różnice pokoleniowe mają ogromny wpływ na sposób przeżywania i komunikowania emocji. Starsze pokolenia często były wychowywane w przekonaniu, że „w biznesie nie ma miejsca na emocje”. Młodsze pokolenia częściej stawiają na autentyczność, otwartość i samoświadomość. To zderzenie wartości i stylów komunikacji może prowadzić do napięć, które nie wynikają z braku dobrej woli, ale z różnych „języków emocji”.
Dlaczego rozmowa o sukcesji tak często utknie w martwym punkcie?
Zrozumienie emocji to pierwszy krok do ich opanowania. Pomocny może być tu model krzywej Elisabeth Kübler-Ross – psycholożki, która opisała uniwersalny proces przechodzenia przez zmianę i stratę (często stosowany w żałobie). Krzywa ta zawiera pięć etapów:
- Zaprzeczenie – „Nie potrzebujemy sukcesora”.
- Gniew – „Nikt nie docenia mojego wysiłku”.
- Targowanie się – „Może zostanę jeszcze na pół etatu”
- Depresja – „Nie widzę już dla siebie miejsca”.
- Akceptacja – „Czas na zmianę – dla dobra wszystkich”.
Co ważne – przez te etapy przechodzą nie tylko osoby przekazujące odpowiedzialność, ale również ci, którzy ją przyjmują. A ponieważ każdy przeżywa je w swoim tempie i z różną intensywnością, bez uważnej komunikacji bardzo łatwo o konflikt.
Uczucia mogą zarówno przyspieszyć sukcesję, jak i ją zatrzymać
Im więcej niewypowiedzianych emocji, tym więcej nieporozumień i opóźnień. Im więcej niepokoju, tym więcej potrzeba czasu na dojście do porozumienia i oczyszczenie atmosfery. Sukcesja – niezależnie od tego, czy dotyczy firmy rodzinnej, majątku czy zmiany lidera – nie uda się bez zaadresowania emocji. A przecież to właśnie emocje często są tym, czego najbardziej się obawiamy w rozmowie o sukcesji.
Czego naprawdę potrzebujemy w rozmowie o sukcesji?
Świadomości. Odwagi. Otwartości. I przestrzeni do tego, by przeżyć tę zmianę w zgodzie ze sobą.
O tym, co jeszcze nas blokuje – i jak to zrozumieć – opowiem więcej podczas mojego wystąpienia na konferencji. Zapraszam serdecznie – być może właśnie ta rozmowa będzie pierwszym krokiem do świadomej i udanej sukcesji.
Autor: Sylwia Petryna